Tir-y uciekły z autostrad na drogi lokalne
Po wprowadzeniu e-myta przewoźnicy komunikacji miejskich zagrozili podwyżką cen biletów. A płatne autostrady opustoszały - tysiące ciężarówek rozjeżdżają tańsze lub bezpłatne lokalne drogi.
Do 1 lipca samochody ciężarowe jeździły po płatnych autostradach za darmo - uprawniała je do tego winieta. Kilka dni temu winiety jednak zastąpił elektroniczny pobór opłat e-myto. Na blisko 1,6 tys. km dróg ciężarówki o masie powyżej 3,5 tony muszą płacić za przejechany kilometr od 20 do 53 gr w zależności od wielkości pojazdu i normy emisji spalin. System nie obejmuje jednak odcinków autostrad A1, A2 i A4 zarządzanych przez prywatne firmy. Tam kierowcy tirów muszą płacić na bramkach - i to dużo, bo po kilkadziesiąt złotych za kilkadziesiąt kilometrów.
Efekt zmian? Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od początku lipca prywatnymi autostradami jeździ o 50-70 proc. tirów mniej. Trasą A1 w czerwcu jeździło ponad 5 tys. ciężarówek dziennie, teraz - 1,3 tys. Na A2 dwa tygodnie temu było 8 tys. tirów, dziś - połowa. Gdzie się podziały? Kierowcy wybierają równoległe drogi krajowe, które - jeśli obejmuje je system e-myta - są tańsze lub nawet całkowicie bezpłatne. Tak jak odcinek równoległej do A2 drogi nr 92 z Wrześni do Konina. - Do dla nas tragedia - mówi Tadeusz Nowicki, burmistrz kilkutysięcznej Goliny leżącej przy drodze nr 92. Mieszkańcy na znak protestu blokowali już w tym tygodniu ruch na trasie, chodząc w kółko po przejściu dla pieszych.
Dla Goliny podobnie jak innych małych miasteczek to bolesna powtórka z historii. Kilka lat temu, gdy na A2 zaczęto pobierać opłaty, tiry zaczęły rozjeżdżać drogę nr 92. Sejm uchwalił więc, że tiry z winietami pojadą autostradą za darmo, a zarządcy płatnych tras otrzymają od państwa rekompensaty. - Kilka lat mieliśmy spokój, droga została nawet wyremontowana. Teraz to wszystko znowu ulegnie degradacji - martwi się burmistrz Nowicki.
Podobna luka w sieci dróg objętych e-mytem jest na Pomorzu. Tam też równoległa do A1 trasa nr 91 (stara "jedynka") jest bezpłatna i w efekcie od kilku dni zawalona tirami.
Założenia systemu e-myta były takie, że opłaty będą obowiązywały także na drogach alternatywnych dla autostrad. Przewoźnicy mieli kalkulować - albo skierują flotę na tańszą, ale za to wolniejszą drogę równoległą, albo wybiorą szybką, choć droższą autostradę. - A jak mają do wyboru bardzo drogą A2 i zupełnie bezpłatną 92, to jaki to ma sens? - pyta Nowicki.
- Widzimy problem i rozważamy możliwość objęcia również takich odcinków opłatami - mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury. Kiedy mogłoby to nastąpić? Rzecznik nie wie. A w rozporządzeniu o opłatach dla ciężarówek zapisano, że dopiero za półtora roku!
E-myto uderzyło także w przewoźników komunikacji miejskiej. Zwłaszcza w małych miejscowościach przy dużych aglomeracjach. - Rocznie nasze autobusy przejeżdżają 2 mln kilometrów, z czego jedną trzecią po drodze krajowej nr 6 objętej opłatami. Przez najbliższe pół roku będzie nas to kosztować ponad 100 tys. zł - wylicza Czesław Kordel, prezes Miejskiego Zakładu Komunikacji w Wejherowie (woj. pomorskie).
Zawrzało też w Swarzędzu pod Poznaniem. Burmistrz Anna Tomicka jest oburzona, bo z dnia na dzień do gminnego przewoźnika trzeba dopłacać więcej: - Nikt nie będzie mi narzucał, że w połowie roku mam przewracać budżet gminy do góry nogami. Jeśli rząd się nie ocknie, wystąpię o zwrot kosztów na drodze sądowej - zapowiada. Napisała już w tej sprawie list otwarty do premiera Donalda Tuska.
W innej podpoznańskiej gminie Kórnik autobusy jeżdżą drogą ekspresową S11. - Musimy płacić 40 gr za każdy kilometr, bo mamy stary tabor, który emituje więcej spalin. Rocznie będzie nas to kosztować 500-600 tys. zł. Za te pieniądze moglibyśmy kupić jeden nowy autobus - mówi Beata Urbaniak, prezes Kórnickiego Przedsiębiorstwa Autobusowego "Kombus".
Przeciw opłatom do Ministerstwa Infrastruktury wystąpiła cała Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej. - Opłaty obciążą budżety samorządów, które i tak są już napięte. To się przełoży na wyższe ceny biletów. Może to zniweczyć wszystkie działania promujące komunikację publiczną - ostrzega prezes izby Adam Karolak.
Przewoźnicy proponują, żeby ustalić preferencyjne stawki opłat dla komunikacji miejskiej. Albo zwolnić z opłat odcinki, po których jeżdżą. Ministerstwo nie mówi "nie". - Muszę najpierw wiedzieć, ilu gmin to dotyczy i o jakich kwotach mówimy. Poprosiłem Izbę Gospodarczą Komunikacji Miejskiej o rzetelną analizę w skali kraju. Pierwsze prognozy mają być gotowe w październiku. Dopiero na ich podstawie możemy rozmawiać o konkretnych rozwiązaniach - mówi Radosław Stępień, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Pieniądze z opłat elektronicznych mają zasilić Krajowy Fundusz Drogowy. Resort infrastruktury chce w ten sposób uzyskać ponad 14 mld zł przez osiem lat (przy założeniu rozwoju sieci nowych dróg do kilku tysięcy kilometrów) - Tymi pieniędzmi finansujemy budowę dróg, które już teraz powstają. Uszczuplanie KFD byłoby nieodpowiedzialne. Ze zwolnień z opłat nikt jeszcze nie zbudował dobrej drogi - mówi Stępień.
Przewoźnicy ostrzegają, że utrzymanie wysokich opłat może spowodować nie tylko wzrost cen biletów, ale także skrócenie tras oraz rezygnację gmin z innych inwestycji.