Zmiana limitów prędkości już obowiązuje
W życie wchodzi ustawa z dnia 29 października 2010 r. o zmianie ustawy – Prawo o ruchu drogowym (2010.225.1466). Ustawa wchodzi w życie po upływie 30 dni od dnia ogłoszenia, z wyjątkiem: 1) art. 5 pkt 12 w zakresie dotyczącym art. 93 ust. 1 oraz ust. 9–9c – który wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2012 r.; 2) art. 1 pkt 7 w zakresie dotyczącym art. 129g ust. 1–3 oraz art. 129h ust. 1–4; 3) art. 3 w zakresie dotyczącym art. 20c – które wchodzą w życie z dniem 1 lipca 2011 r.
Nowela podnosi dozwolone prędkości na autostradach i drogach krajowych: na tych pierwszych będzie można jechać z prędkością nawet 140 km na godz. (dotychczas do 130 km/godz.). Na "ekspresówkach" limit wzrośnie ze 110 do 120 km na godz. To dobrze czy źle? I tu odzywają się zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy.
Podwyższone limity prędkości znajdują swoich zwolenników i przeciwników.
Marek Dworak, dyrektor Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego: Moim zdaniem idziemy w kierunku zbyt wysokich prędkości, które stwarzają niebezpieczeństwo na drodze. Parlamentarzyści nie powinni uchwalać tak ważnych zmian bez konsultacji z ekspertami. Tym bardziej nie powinno się podawać do publicznej wiadomości, że tak naprawdę będzie można jeździć z prędkością 150 km/godz. (istnieje dziesięciokilometrowy margines tolerancji dla ograniczenia prędkości - przyp. MŻ) - ocenia Dworak. Po wejściu w życie zmian, polskimi autostradami będzie można jeździć szybciej niż gdziekolwiek w Unii Europejskiej z wyjątkiem niektórych autostrad niemieckich.Ale nikt w Europie nie ma tak wysokiego limitu prędkości na autostradzie - przypomina Marek Dworak. - Natomiast w wielu krajach dopuszczalna prędkość wynosi 130 km/godz., ale już w przypadku trudnych warunków na drodze zostaje obniżona. To daje policji możliwość interweniowania już w momencie, kiedy zaczyna padać deszcz. U nas prawo jest skonstruowane w ten sposób, że policja wkroczy dopiero, kiedy już dojdzie do jakiegoś wypadku. Policja przyznaje, że nowe ograniczenie prędkości nie jest do końca dostosowane do warunków panujących na małopolskich drogach.
Podinsp. Grzegorz Sudakow, naczelnik wydziału ruchu drogowego KWP Szczecin: Nie powinniśmy podnosić limitów prędkości, bo na naszych drogach nie jest bezpiecznie. Potwierdzają to statystyki wypadków. Znacznie odbiegamy od standardów europejskich, jeśli chodzi o stan techniczny dróg, ich oznakowanie itd. Tam są lepsze warunki, a mimo to maksymalna prędkość na autostradach ustalona jest zwykle na
130 km na godz. Dlaczego w Polsce mamy pozwalać kierowcom na więcej? Najbardziej niepokoi mnie liberalizacja przepisów dotycząca tzw. dopuszczalnego "błędu". Kierowca prosto myśli! Jeśli będzie mógł jechać 10 km na godz. szybciej niż pokazują znaki, będzie jechał szybciej. Co to oznacza? Na obszarze zabudowanym, gdzie obowiązuje ograniczenie do "pięćdziesiątki", w praktyce będzie 60 km na godz. Obawiam się, że liczba wypadków, szczególnie z udziałem pieszych, wzrośnie. Badania potwierdzają, że przy prędkości 50 km na godz. osoba potrącona przez samochód ma ponad 50 proc. szans na przeżycie. Przy prędkości 60 km - już tylko 20-30 proc.
Jacek Pok, Akademia Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Szczecinie: Podniesienie dopuszczalnej prędkości na autostradach popieram, bo parametry tych dróg w naszym kraju są wyższe niż kilka, kilkanaście lat temu, i można tam jeździć szybciej. Natomiast zmiana dotycząca dopuszczalnego "błędu", czy raczej "pseudobłędu", jest bez sensu. Zostawianie tak zwanych "marginesów" oznacza, że zakładamy nieprzestrzeganie przepisów, pozwalamy na to. W Europie z czymś takim się nie spotkałem. Na przykład w Szwecji, jeśli ktoś jedzie 52 km na godz., a dopuszczalne jest 50, to po prostu łamie przepisy i musi się liczyć z mandatem.
Mariusz Podkalicki, wielokrotny mistrz Polski w wyścigach samochodowych, założyciel Szkoły Doskonalenia Techniki Jazdy w Szczecinie: Myślę, że zmiany dotyczące dróg szybkiego ruchu idą w dobrym kierunku. Sztuczne powstrzymywanie kierowców tam, gdzie jakość drogi pozwala na szybszą jazdę, było nieuzasadnione. Teraz dajemy kierowcom szanse "łapania się" w przedziale dozwolonej prędkości. Czy będą mądrze z tego korzystać? Wierzę, że tak. Każdy kierowca musi rozumieć, że tu, gdzie jest znak "140" i dobre warunki, może jechać 140 km na godz., ale tam, gdzie jest "50", ma jechać maksymalnie 50. Wielu użytkowników dróg, niestety, jeździ z taką samą lub podobną prędkością po autostradzie i po mieście. Dlatego jestem za liberalizacją przepisów, a jednocześnie za surowymi karami dla łamiących prawo. Jeśli chodzi o tę drugą zmianę, czyli podniesienie granicy "błędu" do 10 km na godz. - mówię "nie". Szczególnie w ruchu miejskim może mieć to bardzo negatywne konsekwencje. Wyobraźmy sobie samochód, który jedzie 60 km na godz. ulicą Jagiellońską - czy będzie w stanie wyhamować przed przejściem dla pieszych? Czy kierowca opanuje auto, gdy na jezdni coś się wydarzy? Uważam, że w ścisłym centrum powinniśmy jeździć wolniej niż 50 km na godz., w granicach miasta dopuszczalne prędkości powinny być bardziej "zróżnicowane" niż obecnie.